Bekart Bekart
1090
BLOG

Po debacie w USA. Powrót cynicznego realizmu.

Bekart Bekart Polityka Obserwuj notkę 34

Pisanie o samej debacie nie ma chyba już sensu. Kto zna angola, jak mówi młodzież, pewnie sobie już obejrzał, obczaił itd. Temu kto nie zna pozostają polskie media, a tam to samo przepisane w ojczystej mowie, zainteresowanym szczerze polecam też tekst Sowińca, opublikowany dzisiaj na Salonie.

 

W kontekście debaty i całej kampanii, mam jednak kilka refleksji, które wydają mi się warte pozostawienia w tym miejscu.

 

Po pierwsze, mamy do czynienia z głębokim kryzysem systemu demokratycznego. To oczywiście jest truizm i wszyscy to wiedzą, ja chciałem zwrócić jednak uwagę na pewien błąd, który wielu popełnia nieświadomie, a wielu w pełni świadomie, chroniąc swój wizerunek. Błąd polega na utożsamieniu objawów choroby z samą chorobą. Donald Trump i Hillary Clinton nie są przyczyną tego kryzysu, są jego epifanią i aktualizacją, tak jak idiota, który u Nietzschego obwieszcza śmierć Boga nie jest przedstawiany jako zabójca, ale jako ktoś jest na tyle głupi, że wystarczy mu odwagi by głosić coś co jest faktem.

 

Bardzo daleko mi do poglądów Nietzschego, ale jego myśl także można potraktować jako doprowadzenie do ostatecznych konsekwencji kryzysu wartości, który rozpoczął się wraz z oświeceniem. Tak mniej więcej opisuję to Alisdair McIntyre w książceAfter Virtue. Element wspólny to gruntowne przewartościowanie, czyli sytuacja, w której język, do którego się wszyscy przyzwyczaili przestał się nadawać do spełniania nawet technicznej roli opisu rzeczywistości.

 

Proszę spojrzeć na media. Sensacja, bomba, koniec kariery, za chwilę rezygnacja Trumpa, ktoś powiedział “gwałt”, ktoś pójdzie do więzienia. I jak w “Drużynie A”, kurz opada i nikt nie ginie. Problem w tym, że “Drużyny A” nikt nie traktował jako źródła informacji, a najbardziej merytorycznym elementem serialu były pogadanki Mistera T. Jak pokazują zresztą sondaże, ludzie doniesienia mediów, takich jak CNN traktują równie poważnie, jak dzieci zachęty B.A Barackusa by myć zęby.

 

Gdy czytam co bardziej osobiste wypowiedzi ludzi z amerykańskich mediów to przychodzą mi na myśl moje rozmowy z młodymi aktorami z Akademii Teatralnej. Wszyscy oni chcieli robić kino moralnego niepokoju, z przekazem, a gdy dostawali rolę w serialu, obśmiewali w prywatnych rozmowach scenariusz, miałkość dialogów i bohaterów “płaskich jak kwiatek w książce”, by zacytować Herberta. Podobnie jest z ludźmi mediów w Stanach Zjednoczonych, też by chcieli moralnego niepokoju, narzekają otwarcie na niemerytoryczność debaty. A potem wchodzi się na ich portal, a tam: Sensacja, bomba, koniec kariery itd. Oczywiście nikt z nas nie jest winny, bo winny jest system i wady strukturalne.

 

Inny “case study” z mediów. Czasopismo (dzisiaj też portal) The National Reviev, założone między innym przez klasyka amerykańskiego konserwatyzmy Williama Buckley’a, od czasu głębszego wejścia w ruch #NeverTrump zamieniło się właściwie w dzienniczek nastolatki, która nie jest w stanie pogodzić się z rzeczywistością. Nigdy Trump! Jednak Trump! I co teraz? Jonah Goldberg, autor świetnej książkiLiberal Fascism, swój kultowy blog wypełnia wynurzeniami o tym jaki jest zmęczony, jaki zawiedziony polityką, śmiercią prawdziwego konserwatyzmu i ogólnym dziadostwem. Nikt nie rozumie naszej poezji, a my się tak męczymy itd.

 

Zachowania te interpretuje w sposób następujący. Mądrzy wiedzą, że wydarzyło się coś śmierdzącego, a mądrzejsi przeczuwają wydarzenie się czegoś jeszcze bardziej śmierdzącego. Kryzys, który dotknął nas głębiej niż się to może wielu wydawać polega jednak na tym, że samą sytuację kryzysową traktujemy głównie w kategoriach wizerunkowych, a nie jako zadanie do rozwiązania. Zamiast ratować dobytek z pożaru, większość polityków i kreatorów opinii myśli o tym w jakim miejscu dać się sfotografować. Czy opłaca się być na miejscu, może od razu lepiej wyjechać, a potem powiedzieć, “pomógłbym, gdybym mógł”. A las płonie, ludzie giną.

 

Przechodzę do sedna, wiem, że trochę późno, ale to jest mój blog i tyle właśnie potrzeba było napisać.

 

Cyniczny realizm

 

Cynizm, nihilistyczna ironia, to w historii filozofii zawsze reakcja na sytuację kryzysu wartości. Bo konfuzja, pojęciowe zagubienie, wymaga myślenia, bo poprzednie kategorie, takie jak choćby “przewaga w sondażach”, “elektorat tak i śmaki” wypełniły swoje znaczenie, tzn. stały się realnie pustką. Wtedy właśnie pojawia się zwalniająca z wysiłku propozycja cynicznego pseudorealizmu: “Wszystkim rządzi kasa”; “Obydwoje są siebie warci”; “To wszystko jest spektakl, który nie ma znaczenia, bo decyzja już dawno zapadła”; “I co z tego, że coś mówią, obiecują, skoro i tak tych obietnic nie spełnią”

 

Twórcy opinii wygłaszając te konstatacje słyszą echo komentarzy, wbijają się więc w przeświadczenie o własnej wyjątkowości, bo cynik zawsze w był w naszej kulturze postrzegany jako “ten kto widzi” i “umie się zdystansować”, na niczym mu nie zależy i nikomu nie kibcuję, ergo: jest szczery więc mądry. To rozumowanie jest jednak z gruntu nieprawdziwe, bo nie bierze pod uwagę jednej rzeczy: cynik owszem, kibicuje komuś, mianowicie sobie i swojej wizji jako cynika. Dlatego nie można go nazywać realistą, bo jedyna rzeczywistość jaką bierze pod uwagę, to rzeczywistość własnej psychiiki, czerpiącej z satysfakcję z oderwania od rzecywistości.

 

Wszystkie konstatacje cynika, niezależnie od jego wiedzy o faktach, sprowadzają się do pogardy dla rzeczywistości, bo zdanie “To nie ma znaczenia, to jest spektakl” może wygłosić nawet dziecko i będzie ono miało taką samą wartość poznawczą, bo jak zabraknie argumentów zawsze można dorzucić “I tak wszyscy umrzemy”.

 

Tu jednak znajdujemy okrucieństwo cynicznego realizmu, bo pogarda dla rzeczywistości nie jest ogólna, jest także pogardą dla ludzi, którzy w tej rzeczywistości żyją. Bo oni wiedzą, że umrą, ale dla nich może mieć znaczenie, że umrą trochę później, bo mają plany, akurat urządzają ogród albo kończą remont łazienki. A spektakl, którym się wszyscy frustrujemy, a częściej się dystansujemy i śmiejemy, może mieć istotny wpływ na nasz terminarz.


 

Prawdziwy realizm

 

Chciałbym Państwu powiedzieć, że świat istnieje. Choć wizerunek Donalda Trumpa jest mniej wiarygodny od wizerunku Mistera T, Donald Trump także istnieje. Prawdziwy realizm wymaga jednak powiedzenia rzeczy oczywistej: to jedyny kandydat na prezydenta USA, którego można poprzeć. Bo wizerunek “fachowej Hillary”, to już jest naprawdę Disneyland, ale ona także istnieje, tak jak realnie istnieją ofiary jej polityki, oszustw i niekompetencji.


Problem z poparciem Trumpa, to problem szkolnej stołówki. Wiadomo, że nikt go nie lubi, bo to bufon i ignorant.Ludzie o wiele od niego mądrzejsi zachowują się jednak jak nastolatki, które doskonale wiedzą, że ten, który pierwszy zaprosi go do swojego stolika spotka się z ostracyzmem. Będą na niego pokazywać palcami, bo każdy wie co należy zrobić, ale woli swój lęk przed ryzykiem projektować na tego, który je podjął. Problem w tym, że jest pożar, a on jest jedyną osobą, co do której istnieje prawdopodobieństwo, że będzie na tyle bezczelna by zadzwonić po straż. Jak to bywa w przypadku pożarów, ci którzy są w jego środku są zmuszeni z nim walczyć albo uciekać. Nam pozostaje albo się przyłączyć albo toczyć dalej dyskusje o tym, że jest coraz cieplej i “atmosfera jest nieustannie podgrzewana”.  

Bekart
O mnie Bekart

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka