Bekart Bekart
365
BLOG

Kryzysu nie ma! Był spalony.

Bekart Bekart Rozmaitości Obserwuj notkę 4

Najłatwiejszą, a w pewnych aspektach najtrudniejszą, robotę mają komentatorzy sportowi. Odkąd pamiętam mówią to samo, choć niewielkim usprawiedliwieniem może być dla nich fakt, że ciągle to samo się dzieję. To znaczy, dostajemy w papę. „Trzeba pomyśleć o zmianach systemowych, popatrz Włodku, szkolenie młodzieży, goni nas Azerbejdżan, ba! Przegonił nas Azerbejdżan! Goni nas Malta”- „A nikt młodszy nie jest”. Poza tym, zawodzi nas pamięć i, w wyniku odniesionych ran i upokorzeń, zaczynamy być sentymentalni. Wydaje nam się, że jak grali Hajto z Kałużnym, to było lepiej, jajce mieliśmy, a jak się Kałużnemu trzy razy od dyni piłka odbiła prosto, w słynnym meczu z Białorusią, to już był szał. Szału nie było, było mniej więcej to samo.

 

Różnica była taka, że wtedy przchodziło się na żenujący spektakl, w żenującym otoczeniu. Teraz możemy się wstydzić gry naszych piłkarzy, na stadionach, których nie możemy się wstydzić. Raczej: musimy, musimy być dumni. Potem i krwią, wysiłkiem całego narodu, ba, ludu pracującego, zbudowaliśmy te świątynie naszej nędzy, te hipodromy miernoty, na których nasza beznadzieja, brak umiejętności i motywacji otrzymuje prawdziwie światową i wielkopańską oprawę. Wielkie sceny, wielkie areny, hale, miraże, ruskie witraże. A w papę dostać? Zawsze i wszędzie.

 

 

Dostawanie w papę jest lajtmotivem. Na dodaktek biją nas ludzie starzy i pokurczeni, jacyś nieudolni bałkańscy naśladowcy hiszpanskich kochanków, kopiący na co dzień w Mongolii, jacyś wyłysiali czescy koszykarze, o których istnieniu zapomnieli nawet Czesi. Biją nas z przyzwyczajenia, biją nas jak dzieci, nawet nasze dzieci, czyli Litwini, nas biją. Piłkarzom się nie chce biegać, wiedzą bowiem, że siły trzeba oszczędzać, bo emerytura później, poza tym lepiej zawsze zebrać oklep „na świeżości”. Jeszcze ci obsrani sędziowie nie mają odwagi cywilnej, by nas po chamsku oszukać, albo po ludzku się pomylić. Obnoszą się ze swoją fachowością i neokolonialnym stylem, pieprzonym sokolim okiem, a ich gwizdki klinem wbijają się w nasze serca, przypominając nam wszystkie porażki ostatnich dwóch dekad z okładem.

 

Dobrze, że chociaż rząd czuwa, i przeprasza każdego, kto nam na odlew wypłaca chleby, ciosy z liścia czy plomby w ryj. Bo to rząd jeszcze może! Wstydzić się swoich obywateli i cały świat za nich przeprosić. Najlepszą obroną jest obrona, wie to każda bita żona. Jest takie przysłowie, albo będzie.

 

Swoją drogą PR-owcy Platformy to są dziwni ludzie. Wymyślili strategię, której sukces był w dużej mierze zależny od czegoś, co nigdy się nie mogło wydarzyć, czyli sukcesu polskich piłkarzy. Pomysł na mariaż polskiej polityki i sportu jest w ogóle pokraczny, bo w sporcie wygrywa lepszy, a w polskiej polityce wiadomo kto. W sporcie nic nie wiadomo, oprócz tego, że wiadomo, że dostaniemy w papę.

 

A recepta na odzyskanie poparcia społecznego dla Platformy jest przecież taka prosta. Gdyby premier lub prezydent zrobili wyjątek, ten jeden, malutki i raz, wczoraj wieczorem, zabrali się za politykę. Premier mógłby, na przykład, wysłać specsłużby do hotelu sędziego, nastraszyć go porządnie, pogrozić palcem, w ostateczności zatruć polonem liniowego. Możnaby też użyć metody subtelniejszej i poprosić Jana Vincenta o kreatywne zaksięgowanie wyniku meczu( to jednak mogłoby się nie powieść, bo UEFA ma swoich super-speców od księgowośći) A gdyby pan prezydent, w mądrości swojej wielkiej, skorzystał ze swoich uprawnień i w kluczowym momencie, wtedy gdy Mierzejewski był na spalonym, pozbawił go obywatelstwa? Nie jest obywatelem Polski, nie jest w tej drużynie, nie może być na spalonym! Bramka jest uznana! Kryzys się skończył! Dwa-jeden dla naszych, niech wygra młodość! Niech wygra nowoczesna Polska, pendolino, Natalia Siwiec, ciciolino!

 

To jest jednak niemożliwe. Choć nasz premier w garści trzyma gospodarkę, kończy kryzys i zaczyna, aż wszyscy drżą z wrażenia i przestrachu, to końca kryzysu w polskiej piłce jakoś ogłosić nie chce. Platforma świetnie sobie poradziła z nierobieniem polityki, ale, nie wiedzieć zupełnie czemu, ucierpiały przy tym inne, kluczowe dla wielu kwestie. Na przykład morale ucierpiało. Poczucie smaku ucierpiało. Oszukali nas. Społeczeństwo epoki kamienia łupanego dało nam łupany kamień, społeczeństwo ery rewolucji przemysłowej dało nam przemysł i rewolucję. Wygląda jednak na to, że społeczeństwo spektaklu nie może nam zapewnić nawet porządnego spektaklu ( bo to, że nie ma przemysłu, a nawet kamienia, wie już chyba każdy). Jasna cholera, ku*wa, ku*wa, twój stary spalony! Niech brzmi nasza pieśń.

Bekart
O mnie Bekart

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości