Bekart Bekart
1113
BLOG

Operacja na otwartym dziecku.

Bekart Bekart Polityka Obserwuj notkę 9

Niemal dziesięć lat temu odbywałem rozmowę kwalifikacyjną jako kandydat na nauczyciela. Człowiek, który wtedy był dyrektorem ( a nie jest mniej więcej od dziesięciu lat), tubalnym głosem wygłaszał piękne zdania, czerpane wprost ze źródła, krynicy mądrości, czyli z własnej głowy. Usłyszałem wtedy, między innymi, że należy słuchać „dwójki” w Polskim Radiu, bo to świadczy o człowieku. Poza tym, powiedział, nie sztuką jest dziecko otworzyć, sztuką jest je zamknąć.

 

Ktoś, poważnie podchodzący do jego słów, móglby pomyśleć, że szybki koniec jego dyrektoreskiej kariery oznaczał pozostawienie wielu „niezamkniętych” dzieci, co zostały na środku jakiejś niejasno wytyczonej drogi, jak Himilsbach z angielskim, w znanej wszystkim anegdocie. Dzieci sobie jednak chyba poradziły, dyrektor też sobie poradził. Jakoś.

 

Taka jest dzisiejsza szkoła. Błędem jest myślenie, że na polu edukacji ścierają się jakieś dwie koncepcje( a może i więcej). Nie ma żadnej koncepcji. Bić czy przytulać, klaskać czy karać, czytać czy lepić z ciastoliny, na komputerze czy na papierze, Pan Tadeusz czy coś o wampirach, narkotykach i menstruacji, szacunek do tradycji czy poszukiwanie płci mózgu? Uniwersalna odpowiedź na to pytanie jest taka, że wszystko, byle prowadziło do celu, a że celu akurat nie ma w tej chwili, to celem jest egzamin, bo od tego zależy przyszłość tych młodych ludzi, a krzywdy im przecież nikt zrobić nie chce.

 

Szkoła jest całkowicie bezbronna. Względem ministerialnych pół-projektów, wiecznych reform programowych, reorganizacji, coraz lepszych metod aktywizujących, które wreszcie, tym razem na dobre, zerwą ze „starym” modelem, zerwą ze szkołą w „tradycyjnym” rozumieniu, który był tak okropny, że nawet nie warto się zastanawiać, na czym polegał. Jest bezbronna, względem najazdów różnej maści barbarzyńców tolerancji, którzy zdobywają ją z łatwością, bo mają energię, szwung, jakiś pomysł i brak skrupułów.

 

Szkoła polska jest jak niedokończona budowa, na której niby się pracuje, ale żaden z robotników nie ma pewności, czy budujemy w poziomie czy w pionie, szpital, jednostkę wojskową czy wielozadaniowy kompleks rozrywkowy albo agencję pośrednictwa pracy. Wszystko jest ważne i wszystko jest ciekawe, każdy by chciał dobudować coś dla siebie, jeden szklarnię, jeden pralnię. Dzieci biegają po tej budowie i znajduje im się byle jakie zajęcie, byle czegoś nie popsuły. Złośliwy by powiedział, że to generalnie dobrze, bo przecież podstawowa umiejętność, którą dzisiaj mamy kształcić, to „rozwiązywanie problemów”, więc niech szkoła stworzy ich jak najwięcej, a niech już dziecko się głowi jak je twórczo rozwiązać( przy czym należy dać dziecku jasno do zrozumienia, że rozwiązanie szkoły nie jest rozwiązaniem).

 

Pomyśleć, że dla klasyków problem paidei, czyli wychowania młodzieży, był węzłowym punktem debaty filozoficznej. Sam zrozumiałem to, kiedy zacząłem pracować w szkole. Nauczanie innych, jest jedynym prawdziwym wypełnieniem myślenia o sobie samym i świecie, nadaje myśli prawdziwą wartość, a nie jest jedynie dodatkiem, do gotowych już i modnych teorii. Skąd mamy wiedzieć kim mają być nasze dzieci, skoro nie wiemy kim my jesteśmy, kim chcielibyśmy być, jaką wspólnotę tworzyć, na czyj wzór i czyje podobieństwo?

 

 

 

Nie chce mi się uczestniczyć w tym karnawale dyskusji na temat układania listy lektur. Denerwuje mnie bowiem ta wiara w programy. Zrobi się dobry program, to robole-nauczyciele zrealizują, to wyburzą, to wybudują, jezioro dadzą tam gdzie miał być dom, dziecko zamkną lub otworzą, wedle prikazu i aktualnie obowiązującej mody. Ja jestem robol i ja zrobię, tylko potrzebuję jasne instrukcje: do czytania rzeźbimy czy pod zmywak, dla nas czy dla nich, do patrzenia w gwiazdy, czy do sznurowania butów( chyba, że wszyscy będą mieli na rzepy).

 

Dla Sokratesa pytanie o wychowanie było pytaniem o to, kim jest mędrzec. Sokrates miał rację. Nadzieja, którą powszechnie pokłada się w programach, jest rewersem kompletnego braku zaufania względem nauczycieli. Ludzi nie wychowują programy, ludzi wychowują ludzie. Dlatego wszystkim kruszącym kopie, o kolejne listy, które odejdą w końcu, tak jak ten dyrektor z początku tekstu, zalecałbym jedno: Weźcie się do roboty. Nie wychowacie wszystkich, nie wychowacie narodu, ale może wpłyniecie na kilka osób, tak jak wasi mistrzowie, jeśli takich mieliście, dawali coś wam, a nie wszystko wszystkim. Teraz można to oddać i naprawdę jest komu. Dzieci nie potrzebują naszych słusznych przekonań, ale naszej uwagi, naszego czasu, naszej miłości do tego, co najważniejsze i naszej pasji. Bardzo mi przykro, ale to my, ci którym zależy, a nie program, musimy ocalić Pana Tadeusza.

 

Bekart
O mnie Bekart

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka