Bekart Bekart
430
BLOG

Kto Zdzisława ma, u tego Zdzisław gra.

Bekart Bekart Polityka Obserwuj notkę 6

Nie wiem jakimi kanałami rozprzestrzeniają się te informacje. Prawda jest jednak taka, że gdybym nie obserwował prof. Krasnodębskego na TT, to nigdy bym się o tym spotkaniu nie dowiedział. Podobnie jak moi znajomi, także młode oszołomy, którzy o spotkaniu dowiadywali się ode mnie. Może jest to specyfika tej naszej trójmiejskiej peryferii, kiedyś kolebki oporu, dzisiaj twierdzy grillowania i uśmiechu. Nie wiem jak jest gdzie indziej, ale tu dezintegracja i atomizacja jest widoczna gołym okiem i na gołej skórze odczuwalna.

 

 

 

Choć nie spodziewałem się niczego innego, to i tak byłem zaskoczony, zobaczywszy wiekowy przekrój audytorium. Dziadek, dziadek, babcia, dziadek. Młodzi: to ja i dwóch pisowców, którzy na spotkaniu najwyraźniej byli służbowo.  Pozytywny aspekt tego stanu rzeczy jest taki, że przy tego rodzaju demografii rola młodego i energicznego może być odgrywana przeze mnie przez następne piętnaście lat. Niech się młody wypowie, czterdzieści pięć ma, niech świeże spojrzenie rzuci.

 

Drugą rzeczą była, niemal fizycznie odzczuwalna, ekskluzywność tego grona. Nie miejsce tu na to, by roztrząsać przyczyny takiego stanu rzeczy. Proszę mi zaufać, że je rozumiem. Nie wiem jednak, czy sytuacja, w której wszyscy dyskutanci są znani z imienia i nazwiska prowadzącemu, i tylko im udziela się głosu, ma jakieś zalety.

 

Nie chce by wyszedł ze mnie jakiś mazurkowy inteligencik, bo oto ja, wszystkie książki przeczytałem, ja bym takie pytanie zadał fachowe, a tu nic, niby mnie widzi pan prowadzący, niby już, ale nagle, jeszcze pani Basia, jeszcze pan Andrzej z gdańskiego Pisu. Przynajmniej pokory się można nauczyć, bo ostatnio się tak czułem w podstawówce, kiedy Siwy przez pół roku mnie nie wybierał do składu, bo się na mnie obraził. Wiedział, że bym mu się przydał, ale chcial dać mi nauczkę.

 

Zresztą nie udzielanie mi głosu było tak ewidentne, że spontanicznie uformowała się wśród audytorium grupa wsparcia dla mnie. Dawaj młody, podejdź tam, złap go. Jedna para nawet zaczepiła mnie po spotkaniu pytając: o co ja chciałem zapytać, tak żebym satysfakcję miał, na ulicy się chociaż wypowiem.

 

Za takie wsparcie i zrozumienie, którego doznawałem wielokrotnie wcześniej, tych wszystkich dziadków i babcie szczerze kocham. Nie entuzjazmuje się też zbytnio, myśląc o potencjalnym napływie młodych ludzi do polityki, bo jak już pisałem często, w ogóle nie mam zaufania do młodych wilków. Mam wielki szacunek do odwagi wszystkich moherów. Nie wiem jednak co będzie. Wygląda bowiem na to, że babcie są przyszłością narodu.  Dokonałem takiego eksperymentu myślowego. Gdyby przesunąć czas o dziesięć lat do przodu, to audytorium zmniejszyłoby się o połowę, za dwadzieścia lat, byłoby już prawie puste.

 

 

Ego kwili, niesprawiedliwość mnie spotkała. Niezależnie jednak od tego, mam taką obserwacje, że ilość osób, dla których takie spotkania są ścieżką kariery, była zbyt duża. My są z pisu, my są z regionu, my są z organizacji. Nasz jest on, myśmy go zaprosili, my tu sobie twardy elektorat utwardzamy. Trochę to mi wyglądało na taką sytuację, że oni się mnie bali. Po co nam on? Po kij tu przyszedł, na listę się wepchnąć? Przecież mamy już dwudziestu, dwudziesty pierwszy to same kłopoty. Jeszcze ten Łopiński się patrzy na niego i uśmiecha, co on, zna go on?

 

Dlatego chyba jestem bardziej kaczystą niż pisowcem. Nie wierzę w Pis, na pewno nie wierzę w jego trójmiejską odsłonę. Nie wierzę też, że mamy do czynienia z czymś, co możnaby nazwać „szerokim społecznym ruchem”. Mamy do czynienia z gromadzeniem się dużych zasobów energii niezgody i odrzucenia, której jedynym przychodzącym nam do głowy sposobem kanalizacji jest kartka wyborcza, poparcie. Bycie za zmianą, która nie wiadomo co oznacza.

 

Bekart
O mnie Bekart

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka