Bekart Bekart
495
BLOG

Niech żyje polityka miłości!

Bekart Bekart Polityka Obserwuj notkę 3

Nie wiem, co poradzić tym biednym ludziom. Z jednej strony ich rozumiem, bo mam takich znajomych, mam rodzinę. Pamiętam, jak w 2007 roku, stali w moim salonie i oklaskiwali telewizor, kiedy Wielki Ojciec i Przyjaciel, wyciągał do nich dłoń, przekonując ich, że będzie dobrze, że trzeba przecież tylko wprowadzić w życie kilka prostych pomysłów, które są jasne dla wszystkich, normalnych ludzi. Trzeba przestać się bać. Z tymi wszystkimi, którzy nas kochają, przybić piątkę, walnąć misia. Jeśli kultura jest inna, to też to uszanować, i dać się pocałować w usta. Proste. Tym razem historia miała skończyć się na dobre, rząd dusz mieli objąć technokraci. Ich, dobrze skrojone, garnitury przypominały śnieżnobiały fartuch lekarza. Jesteście w dobrych rękach.

 

Porządny chłop, Nasz Przyjaciel, normalny, zadowolony z życia człowiek. Co zrobić, gdy teraz wyciąga rękę, po coś, czego nie było w umowie? Sam sobie nie umie poradzić z oszołomami, tacy silni urośli pod jego rządami? Za bardzo ich ukochał, gnidy się rozpleniły, trzeba było sprawnie, jak z „dopalaczami”, rachu ciachu, łęb uciąć hydrze. Nikt nam nie mówił, że polityka miłości będzie się wiązała z takim wysiłkiem. Jakieś stenogramy trzeba czytać, jakimś faszystom odpór dawać, internety przeglądać, to ma być ten koniec historii? Kto ma czas na to? Nie taka była umowa. Wiadomo, że jest kryzys, a Polska i tak jest mistrzem świata, ale znowu chce pieniędzy? Zabiera coś, czego nikt jeszcze nie zdążył dać.

 

Staram się rozumieć tych ludzi, nie muszę sobie nawet wyobrażać, co by było, gdyby to byli moi znajomi, czy przyjaciele, bo to są, w wielu przypadkach, moi znajomi i przyjaciele. Czasem nawet, w rozmowie, nie chce ich już przekonywać, albo sami sobie odbudują świat, albo nie, ja im pewnie nie pomogę. Niektórych spraw nie da się wyjaśnić w dziesięć minut. Trzeba dać im czas.

 

Nie winię ich już nawet za krzywdy, których doznałem. Szczucie mnie „na Smoleńsk”, podpuszczanie, drażnienie patykiem, jakbym był zdychającym kundlem. Dla nich to była igraszka, w przerwie między browarkami, na koniec przecież obejmowali ramieniem, mówili: „dobra, Bękart, i tak cię lubimy, tylko nie przejmuj się tak”. W końcu przestałem się przejmować,  „to tylko polityka”, nieważne, że straciłem tam ludzi ludzi, którzy uosobiali dla mnie nadzieję. Nieważne, że gdy oni robili sobie podśmichujki z "zimnego lecha", ja byłem po prostu w żałobie. Trzeba mieć dystanik jednak. Jak w szkiełku. Nie wiem, czy to lepiej, w każdym razie, przejmuję się mniej. Przecież "to tylko polityka" i to tylko słowa.

 

Po prawdzie, to ja nie mam nic do ludzi. Jesteś weganinem, jakimś szalonym ekologiem, nienawidzisz białej rasy, chociaż sam jesteś biały. Spoko. Jakoś damy radę. Może nie jesteśmy dwoma połówkami tej samej pomarańczy, ale jak nas matki nie chowały na jełopów, to się dogadamy. Ostatecznie, są przecież inne stoliki w tej knajpie, inne knajpy w tym mieście. W zespole mam zatwardziałą feministkę, ścieramy się cały czas, doprowadzamy się nawzajem do szału, ale nigdy nikt nikogo nie wyzywał. Dzięki niej nie zarapowałem kilku tekstów, które były po prostu głupie, efekciarskie. Może nie dlatego, że jest feministką, ale dlatego, że jest kobietą. Trudniej jednak napluć w twarz komuś, kto ma do tej twarzy dołączone prawdziwy tłów, prawdziwe nogi i prawdziwe ręcę.

 

 

Mam taką zasadę, żeby się nie rozckliwiać za bardzo nad sobą. Lubię obelgi zresztą. Jestem raperem. Tylko, że internet, to nie jest bitwa fristajlowa, tu nie widać przeciwnika. Na bitwach wszystko jest jasne. Minuta trzydzieści, siedzisz cicho, słuchasz gościa jak coś papla, „twoja stara, to i to robiła mojemu psu, zjadasz gówno”. Minuta trzydzieści. Czekasz. Uśmiechasz się pod nosem. Następna minuta trzydzieści jest twoja. Jeb go z dzidy laserowej. Najlepsze jest to, że publiczność, nawet jak to ich ziomek, jak przyszli tu dla niego, w końcu zrozumie, da ci propsy, jak pozamiatasz im podłogę. Walka się kończy. Piątka, miś. Do następnego. I nic. Krew się nie polała.

 

Niestety czasem reaguje źle, bo nie jak blogers, a jak raper, czyli blokers. Skąd się to u mnie bierze? Nigdy nie przegrałem bitwy, wielu nie wygrałem, do wielu gości nie podbiłem, przez szacunek dla ich kunsztu, ale nigdy nie przegrałem. Gdzieś jest we mnie to proste poczucie sprawiedliwości: chcesz mówić, mów wszystko, musisz tylko wiedzieć, że ja też mogę wszystko powiedzieć, a ty nie uciekniesz, będziesz tu stał i słuchał, jak cię jadę przed tymi wszystkim ludźmi.

 

Tutaj nic nie działa jak trzeba. Nie wychowałem się w internecie, a teraz, jak największy lamus, spędzam w nim wakacje. Hejtuje hejterów, wyszydzam hipsterów, zwalczam trolle, i w ogóle gonie jakieś mary, wirtualne byty, na które jedynym antidotum jest światło dzienne. Bo jak chodzę z psem pod stocznię codziennie, to tam nie ma ani hejtera ani trolla, jest tylko dużo smutnych ludzi. Za rok będzie mniej. Za dwa będzie trawnik i marina.

 

Jak za bardzo się podpałuje, że taki jestem znienawidzony, niepokorny i oszołom, to myślę o tych prawdziwych oszołomach. Tych ze zmienionym głosem, tych z rozbieganym wzrokiem. Tych, którzy najpierw coś ci sensownie tłumaczą przez pół godziny, by potem, za dziesięć minut, nie poznać twojej twarzy. Kto ich zrobił? Czyimi są dziećmi? Jasne, że Kaczora i Rydzyka. Gdyby słuchali światłych i miłujących, wiedzieliby, że ich czas się skończył, proces dziejowy ich wypchnął, tramwaj jest pełny. Zamiast się użalać nad sobą, lepiej wdziej czerwoną kamizelkę i rozdawaj darmową gazetkę pod tunelem.

 

Niezależnie od tego, jakim fałszem jest nazywanie nas oszołomami, niezależnie od tego jak bardzo będą się uśmiechali redaktorzy TV Republika, tworząc wizerunek, nowej i świeżej prawicy, to potencjał szaleństwa jest w nas. Dziecko z patologicznej rodziny nie może być normalne. Kochać Polskę dzisiaj, to widzieć jak twoja matka się szmaci po mieście i słyszeć cały czas, że nic się nie dzieje, że normalność tak wygląda, że to porządna kobieta.

 

Jak ja kocham się uśmiechać. Robię swój chleb, mam przyjaciół, słucham jazzu. Znajome panie z mięsnego odkładają dla mnie cielęcinę. Mam swoje ukochane książki. Czasem, nie potrzeba mi więcej. Nie muszę nikogo nienawidzieć, nie muszę przyjmować łajna na klatę, słuchać jełopów, mówiących „i ty jesteś nauczycielem?!”. Nawet nie wiecie gnoje, ile razy chciałem zostawić te dzieci, z ich problemami, z rodzicami, mówiącymi do mnie: „Pan z nim porozmawia, Pan jest raperem, on Pana szanuje”. Czy ja nie mam ochoty powiedzieć: ja jestem tylko takim grajkiem, każdy sam niech o sobie decyduje, co jest dla niego ważne? Kto się zajmie tymi dziećmi, nie „dziećmi”, pojęciem socjologicznym, ale tą dwudziestką, której problemami żyję na co dzień? Wy, szmaciarze? Czy może te blond Jole, dla których szkoła to miejsce o prestiżu równym Salonom Paznokcia, ci, dla których nie ma różnicy, czy uczą historii, wos, etyki czy ZPT. Trzeba trzaskać godziny, a uprawnienia się zrobi w Wyższej Szkole Wszystkiego i Niczego.

 

 

Mój bardzo dobry przyjaciel zamienił się ostatnio w oszołoma. Jakoś się tym nie cieszę. Kolejny sfrustrowany, kwas wprowadzający. Chyba wolałem jego delikatne szyderstwa, niż ten jego, korwinowski, neofityzm. Dla niego, teraz ja jestem winny, za mało radykalny, trzeba wszystko w perzynę, z prochu powstanie nowe i wspaniałe społeczeństwo. Na zasadzie katalaksji, wszystko się zrobi samo, jak tylko jełopy przestaną przeszkadzać. Kaczor mu jeszcze za bardzo śmierdzi. Takie tam, residuum poprzedniego stanu. Nienawiść do Kaczora jest chyba już częscią nadwiślańskiego genotypu. Ile razy to słyszałem. Leci cały potok: PO złodzieje, kraj w ruinie, przyjaciele za granicą, albo właśnie się pakują itd. Jest jednak jakiś szklany sufit, jakiś atawizm, który nie pozwala wyciągnąć ostatecznego wniosku z oczywistych przesłanek. Na Kaczora nigdy. Gęba nie taka, wzrost, kompleksy. Same ważne powody.

 

Przynajmniej jest więcej czasu na spotkania, z tymi przyjaciółmi, którzt zostali, bo większość jest na bezrobociu.. Może z tej melancholii, zrezygnowania i braku nadziei chociaż słupki przyrostu naturalnego skoczą. Podobno tak to działa.

 

Generalnie nie wiem ile to warte. Chcialem tylko, w tym tekście, podziękować za te sześć lat normalizacji, polityki miłości, zrozumienia, egzystencji dialogicznej, postawienia odporu spirali nienawiści, faszyzmowi i oszołomstwu. Nie traćcie nadziei, w końcu nas ucywilizujecie, wygra postęp, wygra młodzież, wygra rock’n’roll.

Bekart
O mnie Bekart

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka