Bekart Bekart
515
BLOG

O sens (b)logowania. Cywilizacja pierdzenia.

Bekart Bekart Kultura Obserwuj notkę 9

 

 

Grafomania, jak wiadomo, jest chorobą przewlekłą. Leczenie się z niej wymaga zaparcia. Tak, jak w przypadku alkoholizmu, nie wystarczy powiedzieć sobie stop, pokusa czyha i śmieje się ha ha, jakby zaśpiewali harcerze. Jeden z ulubionych tematów każdego grafomana, to zmiana,to, że czas płynie, popatrz jak wszystko szybko się zmienia, jak mówi piosenka, coś jest, a póżniej tego nie ma. Nie obejrzysz się, a czasy, gdy za dyszkę można się było porządnie nastukać, minęły bezpowrotnie.

 

Jeden z nowszych przejawów grafomanii, który dumnie reprezentowany jest przez, takie postacie, jak Eryk Mistewicz, można roboczo nazwać afirmacją wariabilizmu technologicznego. Grafomania ta, jak każda inna zresztą, wykazuje całkowitą odporność na pogłębioną analizę i autokorektę. Jej głównym celem, jest dostarczanie kolejnych dowodów tezy o „upadku cywilizacji białego człowieka” oraz irytowanie czytelników (niezależnie od koloru skóry). Denerwujące jest w niej to, że mówi rzeczy oczywiste, tonem tak napuszonym, jakby za chwilę ktoś się miał zfajdać z wrażenia.

 

Doświadczenie każe jednak sądzić, że zawsze tam gdzie mamy do czynienia z zalewem truizmów i romantycznych frazesów, mamy też treść ukrytą. Istotną, a tym trudniejszą w wyłuskaniu, im banałów więcej, a niebezpieczeństwo kompromitacji rośnie. Coś wiemy, ale nic nie wiemy, dyskutujemy o konsekwencjach pożarów, siedząc w płonącym domu.

 

Cywilizacja pierdzenia

 

Cywilizacja pierdzenia tworzy ludzi, którzy zajmują się głównie sami sobą. Kwestie publiczne, wspólne, są dźwignią do wyeksponowania swojego zdania, opini. Sojusze, szybkie reakcje, wspólne działania są utrudnione, ze względu na manię indywidualizmu, dążenie do odróżnienia się za wszelką cenę. Drugą trudność stanowi fakt, że pod powierzchnią każdej ważkiej sprawy, przebiegają żyłki interesów ekonomicznych i społecznych. Teoretycznie jesteśmy za, ale ekonomicznie musimy być przeciw. Taka cywilizacja tworzy też ludzi, którzy muszą pierdzieć, nie mają wyboru. Jeśli nie ma popytu na ich pierdzenie, to się nie przebranżowią, ale ten popyt będą się starali stworzyć.

 

Jest to kwestia skali, nie chodzi przecież o to, by zrówanć z ziemią uniwersytety, palić książki, jak w Farrenheit 451. Coś jest jednak nie tak z kulturą, w której akademicy narzekają na niski poziom i brak studentów, po czym tworzą dodatkowe kierunki studiów podyplomowych. Redaktorzy narzekają na niski poziom czytelnictwa, a jak grzyby po deszczu powstają nowe portale, nowe, podobne do siebie jak krople wody, tygodniki.

 

Najbardziej chyba niebezpieczne jest, tkwienie, przynajmniej deklaratywne, w absolutnej ignorancji i strukturze niedomówionej. To, że jest technologia i zmiana, przez nią implikowana, wszyscy wiedzą. Kto jednak uświadomi sobie ogromne zagrożenia kulturowe, które z tych zmian płyną. Jeśli redakcja tygodnika, zarabia.na sprzedaży tygodnika, to nie będzie przecież pisała, że model obywatela, który polega na czytaniu tygodników, obserwowaniu twittera i wyrażaniu swych myśli na blogu, albo doprowadzi ojczyznę do upadku, albo przynajmniej nie przyczyni się do jej odrodzenia. Najśmieszniejsze są w tym jeszcze narzekania, że za mało ludzi czyta, że ludzie mają gdzieś, co napisze dany redaktor. Prawda jest taka, że to tylko dzięki ludziom, którzy nie czytają, a cokolwiek starają się produkować, cokolwiek się jeszcze trzyma kupy.

 

Jest w tym dużo głupoty, a najwięcej pychy. Model człowieka myślącego, arystotelejskiego poszukiwacza wiedzy dla wiedzy, który kiedyś uczynił z cywilizacj europejskiej potęgę, dziś, po przepoczwarzeniu się, w model człowieka pierdzącego, może doprowadzić do jej upadku. Bo, oczywiście, można się jak Eryk zastanawiać: czy należy twittera archiwizować, bo tam się różne nowe idee tworzą, ale trzeba wówczas pozostać zupełnie obojętnym na fakt, że stoimy w przededniu cywilizacyjnej konfrontacji. Wobec niej, wszelkie twitterowe pierdzonka, memy-sremy, stracą swą ważkość, a będzie się liczyło to, co liczyło się zawsze i zawsze będzie się liczyło. Co możemy wyprodukować? Jak integralna jest nasza wspólnota, jak lojalni wobec niej są jej członkowie? Jak umiemy wychować nasze dzieci? Czy produkty naszej kultury są atrakcyjne dla przedstawicieli innych kultur?

 

To ja mówiłem, Jarząbek!

 

Trzeba też pamiętać, że starogrecki model bezinteresownego mędrca uległ znaczącej korekcie. Kiedyś oburzałem się, jak pewien stary profesor filozofii( AK-owiec były zresztą) mówił nam, że jak ktoś nie ma pieniędzy na książki, to może nie powinien studiować, bo do tego potrzebne są pieniądze. Dzisiaj rozumiem wagę tej myśli. Jeśli nasze pragnienie wiedzy, jej zdobywania i transmisji, powiązane jest z naszym interesem (mówiąc wprost: zarabiamy na naszym gadaniu), to, w sytuacjach trudnych i konfliktowych, w większości przypadków, wybierzemy interes. Rozumieli to świetnie komuniści, którzy najpierw dawali fajną maszynę. do pisania, miejsce w domu pracy twórczej, a potem tylko delikatnie sugerowali, co należałoby pisać.

 

Dlatego, największe dzieła europejskiej myśli, są pochodną niezależnej pozycji społecznej, ich autorami byli, albo arystokraci, albo osoby duchowne. Przykład: czy spuścizna Platona byłaby tak samo bogata, gdyby większą część jego twórczych działań, pochłaniało dążenie, do stworzenia własnej marki, komentowania czegoś na twitterze, podkreślania ( a la Łysiak), to ja to powiedziałem, Platon, to ja pierwszy, to wymyśliłem. Nie będę inspirował się Parmenidesem, bo wtedy wszyscy pomyślą, że nie jestem oryginalny, i lepiej followować Parmenidesa niż Platona.  Dzisiejszy rynek idei natomiast, poddaje się takim samym prawom, jak każdy inny rynek, na którym wartość samego produktu, często ustępuje pod względem ważności, wartości marki producenta.

 

 

.Kiedyś w „Dziennikach…” Gombrowicza, znalazłem takie zestawienie liczb: Spartańczyk czy Ateńczyk 1 z 20 000, człowiek średniowiecza 1 ze 2 000 000, człowiek epoki odkryć geograficznych 1 z 30 000 000, człowiek współczesny 1 z 3 miliardów. Nie chodzi tu o to, czy te liczby są włąściwe, chodzi o skalę i chodzi o różnicę. Nie wiem czy Gombrowicz ma rację, ale jest coś w tej myśli, że jeśli żyjemy pośród tłumu ludzi, zasadniczo podobnych nam, o, potencjalnie choćby, podobnych nam przymiotach i zdolnościach, to więcej uwagi poświęcić musimy na czynności, których wyłącznym celem jest wyróżnienie się z tłumu.

 

Taka sytuacja, może być źródłem wielu nerwic. Funkcjonowanie w przestrzeni wirtualnej, w której wszyscy mają opinie,.w której walczy się o wyświetlenia, tagi, hasztagi, lajki, komentarze i nie wiadomo co jeszcze, sprawia, że musimy stosować zupełnie nowe taktyki przetrwania. Zresztą to, że ktoś publikuje w gazecie czy czasopiśmie, nie zmienia zasadniczo jego sytuacji, bo też działa pod nieustanną presją i koniecznością udowadniania swojej przydatności i wartości.

 

Nic się nie dzieje, nic się nie stanie!

 

Nie wiem, ile wartości może tkwić, w takiej wewnętrznej krytyce. Sam jestem pierdzioszkiem, staram się promować, cieszę się jak dziecko, jak mi się wyświetlenia podpompują. Poza tym jednak, jestem też artystą i nauczycielem, i widzę, jak ciężko jest o szacunek dla pracy bardziej konkretnej, niż wyrażanie opini i lajkowanie czegoś gdzieś. Nikt już nie pisze reportaży, nie wyciąga godnych pochwały społeczników, artystów, którzy idą pod prąd. Rzeczywistość przegrała z ludźmi, którzy mieli ją opisywać, a zajęli się opisywaniem samych siebie.

 

Przykład: w ostatnim numerze „Do Rzeczy”, o akcji „Wasze matki, wasi ojcowie”, w której polscy artyści mają odpowiedzieć na niemiecki film-paszkwil, jest notka na ćwiartkę ćwiartki strony, bo to nie jest ważne, to nie jest szansa na adekwatne odpowiedzenie na opluwanie naszej pamięci. Nie, my naszą repulsję rozmyjemy i rozmienimy na siedemset tysięcy podobnych do siebie tekstów. Poza tym w tygodniku nie ma miejsca, bo trzeba zrecenzować książkę redakcyjnego kolegi, napisać kolejną czterostronicową analizę „ ten idzie, ten stoi, PiS rośnie, bo nie bierze, ludzie patrzą, bla bla bla, coś będzie, coś nie będzie, zrobią tak jak mówię, albo zrobią jak nie-mówię, niezależnie jednak, zapraszam na spotkanie autorskie, gdzie też będę mówił”.

Bekart
O mnie Bekart

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura