Bekart Bekart
344
BLOG

Dialektyczna bańka. Czesanie sztruksu.

Bekart Bekart Polityka Obserwuj notkę 8

 Zapewne można byłoby stworzyć, na wzór nietzscheański, genealogię moralności III RP. Spróbować wyjaśnić dlaczego większość naszych elit tkwi ciągle w dialektycznej bańce. Bańka ma tu podwójne znaczenie, bo nie tylko jest symbolem zasadniczego zamknięcia na świat. Jest też produktem mydlenia w dwóch postaciach. Po pierwsze: mydli się oczy tzw. ludziom, po drugie: mydli się różnej maści intelektualnych troglodytów, w rodzaju Marksa czy Lenina, tak by wypucowani z resztek wątków gangsterskich, stali się zjadliwi dla dzisiejszej młodzieży, która, co jak co, ale higienę traktuje poważnie.

 

 Oczywiście, pucuje się nie tylko myślicieli, ale też historię i politykę międzynarodową. Dialektyczna bańka pozwala nam podzielić zbrodnie na prawicowe i, właśnie, tych drugich przecież nie ma. Zbrodnie Pinocheta i żołnierzy amerykańskich w Wietnamie, mogą być przedmiotem wielu filmów instruktażowych, dla tych, których dialektyczna bańka się jeszcze nie domknęła. Albo dla tych, którzy po prostu lubią dobrą strzelaninę, a nie dialektyczne pierdzenie. Zbrodnie Allende i Wietcongu nigdy nie przechodzą przez final cut. Na ich bazie trudno bowiem zbudować wzruszającą narrację o międzynarodowym faszyzmie i imperializmie, z gracją i finezją Noama Chomskiego prowadzić linię przemocy symboliczno-kulturowo-realnej, od Kolumba poprzez Ku-Klux-Klan aż do Nixona i G.W. Busha.

Kiedyś jako młodzieniec-filozof, chciałem pochwalić się jednej z asystentek na mojej uczelni, że przeczytałem „Dziedzictwo cnoty” McIntyre’a. Odpowiedziała mi fuknięciem: „Dał pan radę? To takie nuuudne”. Oczywiście, myśl jest czynem, wszystko jest polityką. Przede wszystkim jednak wszystko co czynimy czy myśllimy musi być fajniusie. Myślę, że to jest jeden z podstawowych atutów tkwienia w dialektycznej, który z angielska nazywa się empowerment. Myślenie daje nam poczucie siły, wyższości, szczególnie jeśli jest myśleniem dialektycznym. Potrójne spiętrzenia bezsensu, obrona spraw przegranych, jak to nazywa Żiżek, daje poczucie siły, bo nas zdekonstruowane mity nie dotyczą, my sobie siedzimy na kawce i czeszemy sztruks. I to jest ważne. I to jest potrzebne. Szczególnie jeśli jest się ze wsi.

 

Sztuka spadania na cztery łapy

U Tonego Judta znalazłem myśl, która nie jest być może nowa, ale na pewno została wyrażona w formie bardzo oryginalnej. Porównanie marksizmu do religii u Judta wygląda w następujący sposób: marksizm w treści jest chrześcijański( obiecując nagrodę za cierpienie itd.), ale w formie jest bliższy judaizmowi. Rozważania marksistów miały zawsze bowiem ten rabiniczny charakter, ponawiania aktu rozumienia, sięganie do pisma i tworzenie najbardziej nieprawdopodobnych interpretacji w sposób najbardziej błyskotliwy. Rabin zawsze musi udowodnić, że to on jest najmądrzejszy, że jego interpretacja jest najsubtelniejsza. Jeśli dodać do tego konieczność obrony swojej pozycji, wobec nieprzychylnych często żydostwu warunków zewnętrznych, to mamy świetny wgląd w konstytucję mentalną lewackiego intelektualisty.

W swej książce Judt opowiada także anegdotę, o tym jak stary marksista-wyjadacz, bierze pod swe skrzydła młodego marksistę-aspiranta. Młody pyta starego „Czym jest dialektyka?” Stary odpowiada „Dialektyka, to sztuka spadania na cztery łapy, koleś!”. Oczywiście, stary marksista ma rację: czy kota mamy, czy odwrócimy go ogonem i sprzedamy w worku, miękkie lądowanie jest najważniejsze. Ba! Możemy nawet sami kota wyrzucić z okna bloku, następnie zbiec na dół i napisać wzruszający pamflet o tym, że katolicyzm i moralny purytanizm zmusza ludzi do molestowania zwierząt domowych. Wedle nowej mody, mieszania kultury pop z najsubtelniejszą refleksją, blok nam się skojarzy ze „Szklaną Pułapką”, kot z „Pustyni i w Puszczy”, a my, oczywiście skojarzymy się sobie sami z Ernestem Hemingwayem. Publikujemy tekst pod tytułem „John McLaine i polowanie na tygrysy”. Idziemy do kawiarni. Czeszemy sztruks.

Jest taki zwyczaj, że pisząc tekst należy się odbić od jakiegoś aktualnego tematu, jakiegoś pre-tekstu, narobić szumu, podpiąć się pod cudzą kompromitację i jak osioł ze Shreka krzyczeć „Weźcie też mnie”. Cóż, taki jest rynek, sam tak często robię. Tutaj wypadałoby się zapewne odbić od Krytyki Politycznej. Z tą Krytyką jest jednak ten problem, że odbijanie się od czegokolwiek przypomina tu próbę uciekania z błotnistej sadzawki. Bagno wciąga, jak mówią. Pozostawiam więc Państwu wybór. Może Magdalena Środa, dla której wszystkie dzieci do zamrażarek powkładali biskupi, może pan Piątek-skarżypyta, któremu powiedz tylko słowo, albo zdjęcie pokaż, a jego dusza już mknie ku szczytom, nazywając Polaków narodem niewolników i morderców. To jest prawdziwa odwaga. Pan Piątek sztruks czesze zdecydowanie pod włos. Mogą Państwo też zechcieć sięgnąć po towar mniej się awanturujący, w postaci Agaty Bielik-Robson, czy Michalskiego. ABR krytykuje feministki, tworzy wzruszające spiętrzenia autokrytyk i krytyki autokrytyk. Michalski jest chyba jednak najgorszy, bo wciąga nas w wir jakiegoś orgiastycznego tańca intelektualnego upadku. Człowiek może przy nim poczuć, jak to jest być żoną alkoholika, która mówi „Wczoraj było miło, taki był normalny. Dziś znowu cytuje na przemian Baumana i Batmana i twierdzi, że Spiderman oplótł żydostwo polskie swoją siecią”.

 

Bańka dialektyki i dialektyka ciosa z bańki

 

Gdyby potraktować dialektyczną bańkę dialektycznie to wszystko się zgadza. Intensyfikacja jednego z momentów diady powoduje osłabienie drugiego. Im jesteśmy mocniejsi w dialektyce, tym bańkę możemy mieć bardziej otwartą( pozornie) i odwrotnie. Z jednej strony mamy więc subtelnych intelektualistów, którzy do wnętrza swojej bańki chętnie wpuszczą najgorszą konserwę. Dialektyka daje mu pewność, że ten który do bańki zostaje zaproszony nie rozbije jej, a być może uda mu się „wejść na banię” i w naszej bańce uwięzić. Z drugiej strony mamy bandę pałkarzy, czy szeregowych żołnierzy, którym dialektyka mówi tyle co „dietetyka”. Ich bańka jest twarda, nieprzemakalna i argumentoodporna. Takie osoby potrafią powiedzieć nam „Ja mam swoje poglądy, ale z tobą nie gadam, bo ty jesteś za mądry i mi wszystko popsujesz” (Proszę mi uwierzyć, słyszałem to wielokrotnie, podczas sparingów semi-contact z feministkami).

 

Oczywiście osobnym przypadkiem jest Jurek Owsiak, który obiecywał cios z bańki każdemu kto zszarga, już nie pamiętam co, czy każdemu, co coś powie. Jeśli ktoś z Państwa pamięta o co chodziło, to ja to chętnie powiem i zobaczymy. W końcu dostać od legendy z bańki, to jest coś. Mi się jednak wydaje, że pan Owsiak używał słowa bańka w sensie „milion pieniędzy” i tu sprawa jest poważniejsza. Bo tak jak mogę sobie powątpiewać w wartość bojową bańki-głowy Owsiaka, tak uderzenie milionem pieniędzy może być bolesne, o czym świetnie wiedzą wszyscy procesujący się z Agorą.

Niezależnie od wszystkiego reakcja na bańkę dialektyczną powinna być odwrotna niż trzeba, to znaczy dialektyczna właśnie. Dialektykę powinniśmy stosować na tych, którzy mają twardą bańkę, a nie znają się na dialektyce. Natomiast dialektyki absolutnie nie należy uprawiać z dialektykami o miękkiej bańce, tutaj swoje emocje powinniśmy wyrażać raczej somatycznie, co na stare znaczy ciałem, a na jeszcze bardziej stare znaczy: ciosem z bańki.

Bekart
O mnie Bekart

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka